Serce Neftydy | Marcin Szczygielski

Serce Neftydy | Marcin Szczygielski

,,Serce Neftydy” to kolejna polska książka, którą przeczytałam w ostatnim czasie. Marcin Szczygielski napisał space operę, która zapowiadała świetną rozrywkę. Będąc jednak szczera, mam do tej lektury mieszane uczucia. Swoją przygodę z tym autorem dopiero rozpoczęłam, ale nie zostałam do niej zrażona. Wręcz przeciwnie- chcę spróbować więcej powieści, aby lepiej i obiektywniej ocenić autora.


Effi wkracza w dorosłość. W dniu urodzin chłopca, cały jego świat się zawala. Kamper, w którym mieszkał, został zniszczony przez drony Federacji, a jego matka zginęła w owym wypadku. Effi traci wszystko, co uważał za stałe i pewne. W przypływie emocji postanawia wyruszyć na Duat- wyniszczoną wojnami genetycznymi Ziemię, aby przywrócić swoją mamę do życia. Podróżuje z kriokapsułą, zaopatrzoną w serce jego rodzicielki. Po dotarciu na planetę okazuje się, że nie jest ona tak toksyczna i zniszczona, jak pokazywano w przekazach internetowych. Chłopca czeka długa wędrówka pełna niebezpieczeństw i tajemnic.

Opis bardzo mnie zainteresował, w końcu lubię tego typu historie, a i ta była interesująca. Świat wykreowany przez autora, został ukazany bardzo dobrze. Każdy detal był szczegółowo opisany, przez co nie miałam problemów z obrazowaniem sobie poszczególnych miejsc. Sam pomysł na fabułę nie jest banalny, ponieważ wymyślenie czegoś tak niesłychanego, jest dużym osiągnięciem. Poszczególne wątki dobrze przechodziły do kolejnych, jednak w całej powieści było bardzo mało akcji. Nie odczuwałam różnych emocji i nie siedziałam w napięciu oczekując kolejnych wydarzeń. Po prostu przebrnęłam przez lekturę bez większych zachwytów. Przez pewien czas się nudziłam. Jest to przykre, ponieważ przygoda Effi’ego ma bardzo duży potencjał, ale dramaturgia pojawiła się dopiero pod koniec i to jest bardzo nieprzyjemne.

Bohaterowie w powieści zostali wykreowani genialnie. Nie było ich wprawdzie wielu, ale ci, którzy odgrywali znaczącą rolę w całej historii, byli dokładnie przedstawieni. Nie musiałam się długo zastanawiać nad tym, jaki kto jest, ponieważ miałam to pięknie wyłożone. Effi miał siedemnaście lat, jednakże jak na osobę w jego wieku, był nieco ,,odsunięty” od rzeczywistości. Mam na myśli to, że trójsieć i miejsce zamieszkania ograniczyły go, przez co nie wiedział o wielu sprawach, które powinny być jego codziennością. Mimo tego potrafił wybrnąć z wielu sytuacji i poradzić sobie doskonale na nowo poznanej planecie. Co jak co, ale wykreowany jest bardzo dobrze. Każda postać ma swój własny charakter. Nic nie zlewa się w niejasną plamę, tylko tworzy spójną całość. Do bohaterów nie mam żadnych zarzutów, bo przedstawieni zostali lepiej niż świetnie.

Największym zaskoczeniem w całej lekturze było jej zakończenie. W ogóle nie spodziewałam się takiego rozwoju wydarzeń, które rozwinęły całą akcję i wytłumaczyły wiele rzeczy. Te kilkadziesiąt stron nadało największy sens całej powieści i były po prostu najlepsze. O tyle, co przez większość książki nie było wielu emocji i napięcia, to te ostatnie elementy były totalnym strzałem w dziesiątkę. Spowodowały, że nabrałam ochoty do czekanie na kolejne części ,,Nowego Heliopolis”, ponieważ moment w którym kończy się książka, zwiastuje bardzo dobrą kontynuację!

Podsumowując- ,,Serce Neftydy” to dobra książka. Świat i bohaterowie zostali ukazani w dobrym świetle i na wysokim poziomie. Nie jestem w stanie tej książki odradzić tylko i wyłącznie przez niezbyt mocno zarysowaną akcją. Warto skupić się po prostu na opisanym uniwersum i czekać na kolejne części, aby zetknąć się z rozwojem wydarzeń! 


PS. Już niedługo na blogu pojawi się wywiad z autorem tej powieści, więc czekajcie cierpliwie! :)







,,Dokonamy razem wielkich rzeczy, wiesz? Ty ich dokonasz."













                                                                                        *****

       Za książkę dziękuję Instytutowi Wydawniczemu  ,,LATARNIK". 











//h.
Murder Park | Jonas Winner [PRZEDPREMIEROWO]

Murder Park | Jonas Winner [PRZEDPREMIEROWO]

Każdy z nas w swoim życiu co najmniej raz sięgnął po książkę, do której nie do końca był przekonany, jednakże ta po prostu go zachwyciła. Nie spodziewałam się, że ,,Murder Park” Jonasa Winnera tak bardzo mnie pochłonie i tak strasznie mi się spodoba. Jestem jednym słowem zachwycona!


Dwadzieścia lat temu na Zodiac Island miały miejsce trzy brutalne morderstwa, więc znajdujący się na niej park rozrywki zamknięto. Po dwóch dekadach wyspa na nowo ma powrócić do życia za sprawą pewnego biznesmena. Murder Park, jak sama nazwa wskazuje, będzie poświęcony morderstwom i zabójcą z całego świata. Rupert Levin zaprasza na weekend pełen niezapomnianych doznań, które zostały starannie wybrane i zaplanowane. Dwunastka wybrańców poddana szczególnej selekcji, udaje się na wyspę, na której nadal straszą zniszczone atrakcje. Wraz z przybiciem do brzegu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Dodatkowo krążą pogłoski, że prawdziwy morderca wciąż jest na wolności…

Nie skłamię, jeśli powiem, że ten opis brzmi niezwykle zachęcająco. Po książkę sięgnęłam niezwykle spontanicznie i bez dwóch zdań był to trafny wybór. Z podobną fabułą się dotąd nie spotkałam, więc jest w niej coś wyjątkowego. Autor genialnie prowadzi czytelnika pośród wszystkich zagadek, wątków i katastrof. Wszystko przebiega płynnie i sprawnie. Pan Winner bardzo dobrze operuje słowami. Stworzył historię, którą czyta się bardzo dobrze. Jego styl pisania nie jest ciężki i toporny, ale nie jest również najprostszy. Powieści nie czyta się błyskawicznie, chociaż ja się w nią wciągnęłam i zajęło mi to tylko trzy dni. Oczywiście nie jest to też najprostsza historia i na pewno nie spodoba się każdemu, ponieważ wiele scen nie jest delikatnych i przyjemnych. Reasumując, zaprezentowano nam genialną historię, która została przedstawiona w świetny sposób.

Bohaterowie ,,Murder Park” nie zostali opisani z wyglądu bardzo szczegółowo. O tyle, co zawsze chcę wiedzieć o postaciach jak najwięcej, to teraz miałam wrażenie, że nie jest to potrzebne. Wszystko się ze sobą dopełniało, a opisy danych osób mogłyby zakłócić stworzoną harmonię i zanieczyścić całą jasność przekazu. Charaktery każdego członka ekipy Parku Morderców zostały nam zaprezentowane, że tak powiem, od deski do deski! Wywiady, które odgrywały dużą rolę w historii, pokazywały nam prawdziwość i szczerość całej dwunastki. To ich usposobienie nadrabiało wszystko. Wydaje mi się, że autor w ten sposób pokazał, że liczy się wnętrze człowieka. Nie mówię też, że nie było nam powiedziane o wyglądzie kogokolwiek nic. Nie, były momenty skupiające się na cechach zewnętrznych bohaterów, ale było ich mało – bardzo dobre posunięcie.

Jak już wspominałam wcześniej- ,,Murder Park” jest świetną pozycją. Cała historia idealnie się ze sobą zaplata, każdy wątek genialnie przechodzi do kolejnego i nie traci przy tym swojej wspaniałości. Przez cała książkę czułam dreszczyk emocji na plecach. Mój mózg działał na ogromnych obrotach, kiedy próbowałam pojąć, co się dzieje. Wyobraźnia buzowała i pracowała, dlatego wszystko świetnie dałam radę sobie zobrazować. Jedyny minus całej lektury, to zakończenie. Będąc wciągniętą do głębi w świat morderstw, nagle powróciłam do zwykłego świata i straciłam rezon. Nie mówię, że koniec powieści był zły, ale wyobrażałam sobie go kompletnie inaczej! Być może mój scenariusz był zbyt przewidywalny i nierealny, a domysły absurdalne, ale koniec końców i tak się sprawdziły! Wczułam się w Sherlocka Holmesa i rozwiązałam zagadkę, która wprawdzie była thrillerem, ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że jestem zadowolona z lektury w 99 procentach.

Czasem prawdziwe zaskoczenie czyha za rogiem i nie jest pokazane wprost. ,,Murder Park” należy do tych niezwykle miłych zaskoczeń. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest to lepsza z powieści, które przeczytałam w tym roku. Jeśli ktoś lubi strach, zabójstwa, liczne emocje i zwroty akcji- to książka dla niego. Jestem zachwycona tą lekturą i na pewno nie zapomnę o niej szybko. 

PREMIERA 30 LISTOPADA







,,Bo śmierć krążyła po wyspie – chyba, czarna i ogromna. Śmierć, której zimne usta musnęły już każdego z nich."


















//h.
Podtrzymując wszechświat | Jennifer Niven

Podtrzymując wszechświat | Jennifer Niven

Jennifer Niven była dla mnie znana jeszcze zanim przeczytałam ,,Podtrzymując wszechświat”. Po jej twórczość od dawna chciałam sięgnąć i cieszę się, że przygodę z tą autorką zaczęłam właśnie od powieści ,,Podtrzymując wszechświat”.


Libby została okrzyknięta ,,najgrubszą nastolatką w Ameryce” zaraz po wydobyciu dziewczyny dźwigiem z jej własnego domu. Jej wieloletnia walka z samą sobą była jej największym wyzwaniem. Dzięki niemu, teraz czuje się dobrze sama ze sobą.
Jack jest popularnym i przez wszystkich lubianym nastolatkiem. Ma paczkę znajomych, dziewczynę i kochającą rodzinę. Nie każdy jednak wie, że jego tato ma kochankę, która jest jego nauczycielką. Nie każdy również wie, że Jack cierpi na prozopagnozję.
Kiedy Jack rzuca się na Libby, a dziewczyna niszczy szkolne mienie, zmuszeni są do uczęszczania na szkolną terapię. Tam, zbliżają się i odkrywają, że nie są niechciani, a potrzebni i wspaniali. Nastolatkowie stają się sobie coraz bliżsi, a przez czas spędzony razem, tracą uczucie samotności.

Jak już wspomniałam, Jennifer Niven już dawno zachęciła mnie do swojej twórczości, jednak nie sięgałam po nią aż do wydania ,,Podtrzymując wszechświat”. Jest to jej druga powieść i mogę szczerze powiedzieć, że autorka bardzo dobrze rokuje. Sposób, w jaki pisze, jest naprawdę prosty i przejrzysty, lecz za tą delikatnością, kryje się niezwykle wielkie przesłanie. Autorka swoimi słowami przekazuje wiele informacji znanych dla większości młodzieży. Pomimo 400 stron- powieść czyta się niewiarygodnie szybko. Historia nam ukazana jest prawdziwa i realna - założę się, że wiele osób zmagających się z otyłością wie, co Libby czuła.

Uczucia Libby zostały odwzorowane świetnie. Każda emocja dziewczyny wydawała się szczera i namacalna – nic nie było udawane czy naciągane. Nastolatka była realistyczna aż po same kości i pomimo jej dużej wagi, przed oczami pojawiał się obraz szczupłej i cieszącej się życiem uczennicy. W końcu Libby taką się czuła i to jest najważniejsze.
Jack również był genialną postacią. Jego choroba, która jest niezwykle uciążliwa i ciężka, nie przeszkadzała mu w zawieraniu nowych znajomości i zakochiwaniu się. Pomimo bycia ślepym na twarze, chłopak cieszył się życiem i starał się je wykorzystywać w stu procentach. Uwielbiam jego osobowość, ponieważ nie jest on tuzinkowym nastolatkiem- ma w sobie coś więcej.

Cała historia nie opiera się tylko i wyłącznie na uczuciach dwóch nastolatków i ich relacjach. Pokazane są tutaj kompleksy bohaterów, problemy, którym muszą stawić czoła, znajomości rozwijające się każdego dnia… Każde słowo użyte w tej powieści trafiało prosto w moje serce, ponieważ jako nastolatka, po części wiem, jak Libby czy Jack na co dzień się czują. Ich historia może się wydawać prosta i banalna, ale wbrew pozorom nie jest ona łatwa do zrozumienia (w szczególności dla dorosłych). Pani Niven pięknie zaprezentowała, jak ciężka walka w końcu doprowadza do celu i szczęścia.


,,Podtrzymując wszechświat” udziela wielu pożytecznych i życiowych lekcji. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że mogłam poznać tę historię i po prostu ją pokochać. Jej delikatność i szczerość wsiąkła we mnie i podarowała świeże spojrzenie na świat. Zdecydowanie każdy nastolatek- nie ważne jakiej płci- powinien ją przeczytać, aby zrozumieć problemy otaczającego świata. ,,Podtrzymując wszechświat” to po prostu świetna książka i nie ma co zaprzeczać. 







,,Nigdy nie zostawiamy z tyłu starego świata, po prostu tworzymy sobie nowy."














            
                                                                                        *****

       Za książkę dziękuję wydawnictwu ,,Bukowy las". 










//h.
Copyright © 2014 Książkowce , Blogger